"Aktorstwo to sztuka"

Aktorstwo to dla niego sztuka, powołanie i solidne rzemiosło. Uznanie i mnóstwo nagród teatralnych przyniósł mu monodram "Niżyński". Na małym ekranie mogliśmy go oglądać w "Pensjonacie Pod Różą" i "Oficerach". Od niedawna, jako prokurator Jacek Dumicz, zasila ekipę Kryminalnych. Już niedługo Kamil Maćkowiak zadebiutuje na dużym ekranie. Na festiwal filmowy w Gdyni planowana jest premiera filmu "Korowód" Jerzego Stuhra, w którym zagra główną rolę.

Ewa Jaśkiewicz: Jerzy Stuhr opowiadał, dlaczego akurat ciebie wybrał do roli Bartka w "Korowodzie". Podobno na castingu zrobiłeś na nim duże wrażenie. Wszyscy zachowywali się podobnie, według tego samego klucza. Ty jeden byłeś niestereotypowy. Potrafiłeś w mig dostosować się do wskazówek i sugestii, a to zdaniem Jerzego Stuhra, znamionuje profesjonalistę. Czujesz się profesjonalistą?
Kamil Maćkowiak: Tak, bez jakiejś fałszywej skromności. Na ten profesjonalizm zapracowałem sobie grając przez siedem lat w teatrze. Zacząłem bardzo wcześnie, na drugim roku studiów. Debiutowałem główna rolą. W sumie zagrałem szesnaście różnych ról. Dla młodego aktora, zaraz po szkole aktorskiej, to najbardziej rozwijająca droga. Wszystko, czgo nauczyłem się w szkole teatralnej, mogłem weryfikować na scenie, uczyć się od partnerów.

Ludzie znający sie na sztuce teatralnej wysoko oceniają Twoje umiejętności, które pokazałeś w monodramie "Niżyński". Dostałeś zresztą za niego mnóstwo nagród.
W monodramie "Niżyński" odważyłem się, żeby przez dwie godziny być na scenie samemu. Tylko sobą zajmować uwagę, w bardzo mrocznym, ciężkim temacie choroby psychicznej. Takie rzeczy dają elastyczność. Potrafię błyskawicznie realizować uwagi reżysera. Po prostu, jestem do tego przyzwyczajony.

Zainteresowanie aktorstwem wyniosłeś z domu?
Nie. W mojej rodzinie nie było artystycznych skłonności. Moja fascynacja teatrem pojawiła się w szkole baletowej, którą sobie wybrałem.

Sam wybrałeś sobie szkołę baletową? Przecież byłeś wtedy jeszcze dzieckiem?
Sam. Miałem dziewięć lat. Zobaczyłem reklamę w telewizji. Ogłoszenie o naborze do szkoły baletowej. Chciałem być piosenkarzem i wtedy pomyślałem sobie, że- zanim zacznę śpiewać- taniec bardzo mi się przyda. Marzenia o śpiewie nie minęły mi do tej pory. Nadal chciałbym śpiewać. Może kiedyś to się uda.

Gdyby nie szkoła baletowa nie byłoby "Niżyńskiego"?
Myślę, że byłby. Kluczem do zrobienia tego monodramu nie był balet, ani to, że pasja baletowa rymuje sie między mną a Niżyńskim, tylko tekst "Dzienników", autentycznego zapisu psychozy. Taki zapis to rzadkość. Najczęściej spotykamy się z przypadkiem zapisu choroby psychicznej przez zdrowego człowieka, czasem jest nim scenarzysta. W "Dziennikach" mamy autentyczną relację osoby, która pogrąża się w obłędzie. To świetny materiał aktorski. W ogóle świetny materiał, żeby opowiedzieć o paru ważnych rzeczach. Taki był klucz do wyboru tego tekstu.

Aktorstwo to dla Ciebie misja, powołanie, sztuka, rzemiosło?
Aktorstwo jest dla mnie przede wszystkim sztuką. Jestem na tyle kreatywnym człowiekiem, że nie chciałbym sprowadzać mojego zawodu do czegoś, co go kompromituje. Powszechnie wydaje się, że aktorem może być każdy. Przyzwyczajono nas do tego, nie tylko w Polsce zresztą, że można wziąć człowieka z ulicy i dać mu rolę. Z tego powodu powstają kurioza. Ja inaczej rozumiem aktorstwo. To zawód, który ma bardzo szlachetny wydźwięk. Nawet misję, choć nie zawsze tę samą.

Jaką na przykład?
Czasem są to względy polityczne, innym razem walka o słowo. Myślę, że teraz też ta misja jest. Nawet, gdyby misją miało być rozweselanie ludzi w tym kraju. Choć akurat z tym rodzajem misji nie bardzo się identyfikuję. Zdecydowanie wolę skłaniać ludzi do myślenia, analizowania problemów, jaki niesie film i rola. To bliższe moim umiejętnościom aktorskim. Aktorstwo to coś więcej, dlatego obraża mnie jako aktora, kiedy ten zawód tak się popularyzuje. Kiedy się wmawia ludziom, że aktor tylko siada, mówi, stoi, zawsze to samo. Nieprawda. Trzeba ogromnej pracy, żeby powstała dobra rola na wysokim poziomie. Również pracy analitycznej.

Nie dla Ciebie role komediowe?
Chciałbym spróbować swoich sił w komedii, żeby się przekonać, czy się do tego nadaję. Po prostu nigdy nie byłem obsadzany w rolach komediowych. Zresztą, nigdy o tego typu role nie zabiegałem. Kiedy z Warszawy przychodziły do mnie propozycje zagrania w lżejszym repartuarze, konsekwentnie odmawiałem.

Dlaczego odmawiałeś?
Nie interesowało mnie to. Zwłaszcza, że w tym czasie mogłem robić spektakl o molestowaniu seksualnym, albo o innych ważnych problemach. Teraz jestem na innym etapie. Zagrałem sporo ról. Teatr dosyć mocno mnie wyeksploatował psychicznie. Przydałoby mi się więc, dla higieny psychicznej, zrobić coś lżejszego. Coś, co mi się przyjemnie zagra, wrócę do domu, zjem kolacje i pójdę spać.

Powiedz coś więcej o Twojej roli w "Korowodzie" Jerzego Stuhra. To Twój debiut fabularny. Kogo grasz?
Gram Bartka Wilkosza. To postać, która w punkcie wyjścia jest osobą pogubioną. Powiedziałbym, że nie ma silnego kręgosłupa moralnego. Chociaż z punktu widzenia mojego pokolenia to nie będzie takie oczywiste. Po przeczytaniu scenariusza, doszedłem do wniosku, że to, co dla pana Jerzego, czy pokolenia moich rodziców, jest moralnie dyskusyjne i wzbudza kontrowersje, dla mojego pokolenia jest już normą.

Czym w takim razie zajmuje się Bartek?
Bartek, którego gram w "Korowodzie", przepisuje i sprzedaje prace magisterskie. Mój Boże, jakoś sobie radzi! Oszukuje swoją dziewczynę. Co ma robić? Jakoś musi funkcjonować! Nie chce jej krzywdzić, więc o paru rzeczach jej nie mówi. Nagle okazuje się, że to cała paleta rzeczy etycznie wątpliwych, które stały się naszą normą. Dla mnie, przy pierwszym czytaniu scenariusza, nawet niezauważalne.

Identyfikujesz się z postacią Bartka?
Ważne jest dla mnie, żeby obronić tę postać. Grając, zrozumieć motywy jej postępowania. Nie mam większych problemów z identyfikacją.Problemy i wątpliwości Bartka są mi w pewien sposób bliskie. Jest to postać, która ma w swój scenariusz wpisaną przemianę. Może przemiana to za mocne słowo. W każdym razie dojrzewa w trakcie filmu. Może po raz pierwszy w życiu świadomie, po męsku, dokonuje pewnych wyborów. To bardzo ciekawa rola.

W "Korowodzie" mamy do czynienia z przeplataniem i łączniem wątków trochę Altmanowskim...
Tak. Przez co granie jest trochę inne. Bardziej świadome, skupione, oszczędne. Atrakcyjne dla aktora. Fajnie jest zdawać sobie sprawę, że te wszytskie historie tak się zaplatają. Gdyby mój w określonej chwili nie odebrał telefonu, nie wydarzyłoby się setki innych rzeczy. To nieprawdopodobne! Uświadamiamy sobie to dopiero wtedy, kiedy oglądamy film. Na co dzień nie zauważamy, jak- z pozoru drobne i nieznaczące decyzje- poważne mogą mieć konsekwencje.

Ostatnio grywasz w serialach kryminalnych- "Oficerowie", "Kryminalni". Zacząłeś się obracać w środowisku ludzi prawa. Opowiedz coś o prokuratorze Jacku Dumiczu, którego grasz w "Kryminalnych".
Dumicza bardzo lubię. Wiem, że już na wstępie jego pojawienie się w serialu wzbudziło sporo kontrowersji. Produkcja serialu medialnie rozbuchała atmosferę. Pamiętam- serwery się grzały, mnóstwo czatów ze mną, opinie- od zachwytów na klęczkach, po pytania, co to ma w ogóle być i kto to jest?

Stajesz się coraz bardziej popularny. Myślisz czasami o sławie?
Myśli o sławie nie prześladują mnie ani teraz, kiedy udzielam wywiadu, ani na planie filmowym. Wczoraj, kiedy siedzieliśmy w samolocie w sześćdziesiąt osób i graliśmy scenę za sceną, było chyba ze sto stopni! Nie wiedziałem, jak się nazywam. Charakteryzatorka ręcznikiem zbierała ze mnie pot. To nie są momenty, kiedy myślę sobie: Jak fajnie, robię karierę! Po prostu, pracuję.


*AKPA, 20 czerwca 2007