"Korowód według Maćkowiaka"

O filmowym debiucie i współpracy z Jezrym Stuhrem rozmawiamy z Kamilem Maćkowiakiem, łódzkim aktorem, który gra jedną z głównych ról w filmie "Korowód", właśnie wchodzącym na ekrany kin.

Michał Bogusiak: Rola Bartka w filmie "Korowód to Pana debiut kinowy. Wymarzony?
Kamil Maćkowiak: Na pewno znaczący, przez to, że w filmie reżyserowanym przez Jerzego Stuhra. Fajnie, że taka rola przypadła na debiut.

Pracował Pan z tuzami- Stuhrem i Janem Fryczem. Nie zjadła Pana trema?
Na szczęście mam w głowie zakorzenione myślenie teatralne. Dlatego niezależnie, z kim pracuję, traktuję ich jak partnerów. Nie zastanawiałem się, że teraz gram wielkie sceny z Fryczem, absolutnym autorytetem, nie przekładało się to na jakieś lęki. Ale przed pracą, przed przyjazdem na plan trema była. Nie przekładało się to jednak na samo granie.

Wszędzie powtarza Pan, że teatr jest najważniejszy, ale romansuje Pan z telewizją, a teraz pojawia się Pan w filmie. Przestawienie priorytetów?
Absolutnie nie. Owszem, istnieję w telewizji, ale robię to na swoich zasadach. I nie jest tak, że przy okazji grania w serialach robię jakąś tam rolę w teatrze. Priorytety się nie zmieniły.

Ponoć brakło Panu w tym roku czasu na przygotowanie nowej roli w łódzkim Teatrze Jaracza?
Ale sezon się dopiero rozpoczął. Moja rola w "Kryminalnych" bardzo się rozwija i absorbuje mnie czasowo, dlatego na razie nie jestem w żadnej nowej obsadzie. Mam nadzieję, że do czerwca dostanę jakąś propozycję teatralną.

Stawał Pan do castingów, czy dostał Pan od razu propozycję roli w "Korowodzie"?
Stawałem do zdjęć próbnych. Zdjęcia miały rozpocząć się w marcu, a jeszcze w kwietniu nie mieli aktora do roli Bartka, Jerzy Stuhr powiedział mi, że gdybym nie pojawił się na catingu, zdjęcia do filmu trzeba byłoby przesunąć. Tak się zdarzyło, że trafił na aktora, którego po prostu chciał...

Jerzy Stuhr jest rektorem krakowskiej szkoły teatralnej, ale do głównej roli wybrał łódzkiego aktora.
Zdecydował się na bardzo wielu swoich ludzi: w "Korowodzie" zadebiutowało czworo absolwentów i studentów z Krakowa. Wybrał mnie. Dlaczego? To już pytanie do Jerzego Stuhra.

Młody człowiek, rocznik `79, gra w "Korowodzie" traktującym o lustracji. To dla Pana ważny i poważny temat?
Tak, ale w teatrze, choć nie chciałbym tego wartościować, grałem już poważniejsze tematy- studium psychozy Niżyńskiego, problemy molestowania seksualnego w "Sprawcach", czy konsekwencje spędzenia czterech lat na wojnie w Czeczeni w "Osaczonych". To role, które wymagały ode mnie mocnych, często ekstremalnych środków wyrazu. Zresztą problem lustracji nie dotyczy Bartka, którego gra. Mój pogląd jest podobny do poglądu bohatera. Nasze pokolenie nie do końca rozumie potrzebę rozliczania przeszłości, dla nas to historia. Ale moich rodziców interesuje to w zupełnie innym wymiarze. Dla mnie ważne jest to, co dzieje się teraz, dla nich potrzeba rozliczeń.

Grany przez Pana Bartek to, przynajmniej na początku, nieciekawy typek.
Kolejna taka rola w CV. Ale myslę, że ta postać wzbudza sympatię, co jest paradoksem w kontekście tego, co robi. Ale to nie jest szwarccharakter, negatywna postać, to chłopak, który nie zdaje sobie sprawy ze swoich dwuznacznych wyborów. To reprezentant takiego pokolenia, w którym pozacierały się pewne granice. W trakcie filmu uświadamia sobie, co robił. I to jego największy sukces.

Dobrze pracowało się z Jerzym Stuhrem?
Bardzo dobrze. To świetny aktor, bardzo spokojny człowiek, wielki autorytet. W pracy reżysera nie jest typem demiurga, który prowadzi aktora jak dziecko we mgle i w atmosferze totalnej psychozy wyciąga z niego nie wiadomo jakie rzeczy. Było spokojnie, co sobie cenię, a uwagi Stuhra były bardzo rzeczowe. Jedno jego zdanie potrafiło mnie świetnie "uruchomić". Ma też ogromne poczucie humoru- na planie latały cytaty z "Seksmisji" i "Shreka".

Pojawiły się już jakieś nowe propozycje filmowe?
Na razie gram w teatrze i serialu i na tym się koncentruję. Jak będzie coś poważnego, na pewno o tym powiem.

Drogę artystyczną rozpoczął Pan od baletu, ale wybrał teatr. Dlaczego?
Fascynacja teatrem rozpoczęła się jeszcze w szkole baletowej. Po niej rozpocząłem studia aktorskie, bez żadnych kalkulacji. Balet jest trudną przyszłością, jak mawiał mój dziadek- haniebną. dziadek miał dwa dramaty w życiu- że skończyłem szkołę baletową i że chcę zostać aktorem. Był świetnie wykształcony, chyba miał inne aspiracje wobec mnie. Ale mój brat wypełnił niszę po mnie- jest biznesmenem po dwóch fakultetach, bardzo dobrze prosperuje, ma żonę i dziecko. Myślę, że dziadek jest spokojny.

A Pan, kiedy rodzina i dziecko?
Jak Bóg da.


*12 listopada 2007