"Monolog mówiony ciałem"

Portret Kamila Maćkowiaka, który w sobotę o godz. 19 zagra na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza monodram "Niżyński"

Wacław Niżyński urodził się w 1890 r. w Kijowie, w polskiej rodzinie wędrownych tancerzy. Przez 30 lat zyskał sławę boga tańca. Drugie 30 lat życia spędził w szpitalach psychiatrycznych.

Kamil Maćkowiak urodził się w 1979 r. w Bydgoszczy, w rodzinie kapitana żeglugi. Zanim został aktorem, jako dziewięciolatek został uczniem szkoły baletowej w Gdańsku. Postać Niżyńskiego poznał dzięki filmowi Paula Coksa z 2001 r. Przeczytał dzienniki tancerza jednym haustem, w kilkanaście godzin.

-W baletówce Niżyński był ikoną. Ale tu dotknąłem autentycznego zapisu sześciu tygodni pogłębiającej się psychozy geniusza, w wersji nieocenzurowanej przez żonę- mówi w przerwie prób, przebierając się w garderobie.

Z fascynacji Niżyńskim, tańcem i psychologią półtora roku temu napisał scenariusz przedstawienia "Niżyński". Ale w październiku 2004 r. przeszedł operację kolan. Obiecał sobie przed nią, że "Niżyńskiego" zagra nawet z wózka inwalidzkiego. Rehabilitacja trwała dwa i pół miesiąca; dopiero z początkiem 2005 r. wrócił do teatru.

-Sporządziłem wtedy listę rzeczy, które muszę zrobić, jeśli chcę zagrać Niżyńskiego. Rzuciłem palenie, schudłem 10 kg...- wylicza ze śmiechem.

Kamil uczestniczy w każdym etapie powstawania spektaklu jak próby, przymiarki, ustawianie świateł. Do tego taniec: codziennie cztery godziny ćwiczeń baletowych przy drążku. Dopracowuje też choreografię, czerpiąc inspirację ze spektakli Ewy Wycichowskiej i Borysa Ejfmana.

-Każdy aktor podsuwa pomysły reżyserowi. A tym razem cały spektakl jest "uszyty" na mnie. Każde rozwiązanie musi na mnie leżeć- mówi. W końcu Kamil jest na scenie półtorej godziny bez przerwy.

Przedstawienie będzie studium psychozy. -Nie robimy biografii. Narrację buduje choroba. Dlatego czasem ocieram się o fizjologię, przekraczam granice wstydu. Jestem na scenie sam z neurotycznym monologiem, przechodzącym chwilami w bełkot. Panuję nad spektaklem, ale rola daje mi sekundy zatracenia- rozmarza się Kamil.

Skala trudności to oddać rozdarcie Niżyńskiego między Polską a Rosją, geniuszem a chorobą, wybujałym życiem homoerotycznym i absolutnym uzależnieniem od usług prostytutek, prostotą charakteru a talentem. -Oryginalną choreografię Niżyńskiego do "Święta wiosny" świat przyjął dopiero w 1959 r. w realizacji Maurice`a Bejarta. A powstała ona w 1912 r.!- entuzjazmuje się Kamil.

Ale aktor nie odtworzy tańca Niżyńskiego. - To byłoby samobójstwo: mierzyć się z legendą! Zresztą nic o nim nie wiemy. Tyle, że miał wysoki skok. Pewna jest tylko charyzma- mówi Kamil.

Zatańczy na scenie kilkakrotnie. -W pewnym momencie wyrażę tekst przy pomocy ciała. Spektakl ma konstrukcję stroboskopową, pulsującą. Brak klasycznego przebiegu roli, brak konfliktu z partnerem. Tu partnerem jest choroba, która zmusza, by podczas kilku sekund zmienić szybko emocje- opowiada Kamil.

Czy monodram "Niżyński" jest powrotem Maćkowiaka do tańca? -Taniec nie rozstał się ze mną, to raczej ja rozstałem się z tańcem- ocenia aktor. -Po szkole baletowej do wyboru teatru skłoniła mnie fascynacja Heleną Modrzejewską. O niej też zrobię monodram- obiecuje Kamil, rozgrzewając palce stóp. Zaraz zaczyna ćwiczenia przy drążku.


*Leszek Karczewski, 2 grudnia 2005