"Uważam się za osobę myślącą"

Rozmowa z Kamilem Maćkowiakiem, aktorem teatralnym i filmowym, znanym m. in. z seriali "Pensjonat pod Różą" i "Oficerowie". Na co dzień młody aktor pracuje w łódzkim Teatrze Jaracza, występuje też na scenach teatrów stołecznych, np. w Teatrze Scena Prezentacje.

Irena Stanisławska: Inspiracją, by z Tobą porozmawiać, stał się monodram, w którym grasz, do którego zrobiłeś choreografię i napisałeś scenariusz. Dlaczego właśnie "Niżyński"?
Kamil Maćkowiak: Skończyłem szkołę baletową i nazwisko Niżyński znane mi było od dziesiątego roku życia. Ale poza hasłami w rodzaju "wybitny tancerz, reformator i choreograf", wiedziałem na jego temat niewiele. Zafascynował mnie dopiero wtedy, gdy trafiłem na jego "Dzienniki". Jego postać stała się dla mnie pretekstem do opowiedzenia o rzeczach, które są uniwersalne: o emocjach, lęku, cierpieniu. Opowiadam o nich jego słowami, ponieważ mają dla mnie wartość największą- są autentyczne. Bo nie jest to tekst stworzony z myślą o scenie. To tekst napisany przez ciężko chorego człowieka. Autentyczny zapis jego psychozy. Lektura "Dzienników" niesamowicie mnie dotknęła. Bo znałem ich epilog, którego Niżyński nie mógł znać. Pisał je tylko 6 tygodni, będąc w stanie głębokiej psychozy. To wstrząsający zapis choroby, często przechodzący w bełkot pięcioletniego dziecka. Ale pojawiają się w nim również głębokie, filozoficzne myśli. I przebłyski świadomości, kiedy pisze, że za parę tygodni ma jechać na konsultację psychiatryczną do Zurychu. A kiedy po wizycie u profesora Bleulera zapada wyrok – schizofrenia, trafia do szpitala. I w szpitalach psychiatrycznych pozostaje do końca życia. Zmienia zakłady, ale choroba jest tak zaawansowana, że wpada w katatonię – stan znieruchomienia, który trwa po kilkanaście dni! To przerażające, tym bardziej że przecież dla niego głównymśrodkiem wyrazu był ruch! Niżyński pisał „Dzienniki” mając 29 lat. Ja mam lat 26. A zatem Niżyński z „Dzienników” i ja jesteśmy prawie rówieśnikami. Kiedy byłem dzieckiem, wydawało mi się, że choroba psychiczna to wolność, że to możliwość zrzucenia wszystkiego, co nałożyła nam cywilizacja, kultura. I taką furtkę chciałem otworzyć – że owszem, zawładnęła nim choroba, ale że on też trochę tą chorobą steruje, że w nią świadomie wchodzi. Chciałem pokazać, że on ze swoją wrażliwością nie może dalej funkcjonować w świecie, w jakim się znalazł

Ludzie boją się chorych psychicznie. Czy chciałeś też zdjąć z niej piętno? Pokazać, że może dotknąć każdego z nas?
Że choroba psychiczna jest czymś tak bardzo realnym. Że tak naprawdę jest w zasięgu ręki. Że załamanie psychiczne, nieleczona depresja – prowadzą do schizofrenii (nie mówię już o chorobach społecznych, które też są rodzajem choroby psychicznej). Ale nie zbierałem się do tego materiału z myślą, bykogokolwiek uświadamiać. Chociaż mam nadzieję, że tak się może zdarzyć, bo spektakl ma taki ładunek, że różne wnioski można z niego wyciągnąć. Na pewno nie chciałem opowiadać o schizofrenii, bo każdy przypadek może być innym scenariuszem. Nie mówiąc już o tym, że na początku XX wieku, o tej chorobie wiedziano niewiele. Były inne sposoby leczenia, nie było tak zaawansowanej farmakologii.
Kiedy przygotowywałem się do roli, sporo czasu spędziłem na oddziale psychiatrycznym, obserwując chorych. I absolutnie nie znalazłem materiału,który by mnie interesował, ponieważ są to ludzie mocno ogłuszeni lekami, bardzo wyciszeni. A ja szukałem gestów, tików, przyruchów. W końcu udało mi się na nie trafić, ale generalnie to, co się widzi na oddziale zamkniętym, to w dużej mierze choroba „zamroczona”. Choroba psychiczna jest czymś, co mnie fascynuje i przeraża. Może to oswajanie własnych lęków? I chorzy psychicznie nie są dlamnie żadnym marginesem. Wprost przeciwnie


Pomyślałam o tolerancji. Niestety, nie jest ona naszą najmocniejszą stroną.
W kontekście ogólnej oceny społeczeństwa jestem bardzo tolerancyjny. Ale w kontekście mojej definicji tolerancji- trochę mi do niej brakuje. Dlatego cały czas staram się nad nią pracować. Dla mnie tolerancja jest niezwykle istotna. Bo wszystkie konflikty, wojny- to nic innego jak jej brak

A czy zastanawiałeś się nad tym, że jako aktor masz dość duży wpływa na innych? Że ważne jest równiez to, co mówisz poza sceną? Że zawód aktora niesie również taką rolę?
Jeżeli za parę lat, za moim nazwiskiem będą stały rzeczy dla mnie artystycznie istotne (takie jak np. „Niżyński”), może dam sobie prawo, żeby sięna tematy pozazawodowe wypowiadać. Ale w tym momencie wydaje mi się to niepotrzebne, bo ani nie stoi za mną wiedza, ani autorytet, który dawałby mi takie kompetencje.
Po drugie – bardziej jestem skupiony na pracy niż na tym, żeby się udzielać w jakiejkolwiek innej formie. Nie chcę się wypowiadać na temat aborcji czy religii, tylko dlatego że dzisiaj tak często prosi się o tego typu wypowiedzi osoby z branży artystycznej. A na dodatek, bardzo często wygląda to tak, że dzwoni do mnie jakaś pani z gazety z pytaniem: „Co pan sądzi o aborcji?”. – „Sądzę. Wiele. Ale w tym momencie tego pani nie powiem”. Bo co innego wywiad, który przedstawia sylwetkę człowieka i w pewnym momencie dotyka się jego poglądów, a co innego, gdy przez 5 minut, przez telefon, jakaś dziennikarka chce wyciągnąć ode mnie parę zdań, by potem, na ostatniej stronie brukowca, napisać: „Kamil Maćkowiak powiedział:”.
Kiedy czytam wypowiedzi w prasie kolegów w moim wieku, wydaje mi się to żenujące. Oczywiście, każdy ma swoją opinię i w obrębie środowiska, rodziny można ją głosić. Ale publicznie? Nie wydaje mi się, żeby to kogokolwiek mogło interesować. Poza tym – ja nie jestem osobą publiczną. Medialnie stoi za mną serial. Osoby, które nie chodzą do Teatru Jaracza w Łodzi, nie zdają sobie sprawy z tego, co naprawdę jest dla mnie w tej pracy najistotniejsze, jakie role gram. A one nie mają nic wspólnego z „Pensjonatem Pod Różą” i problemami, których w nim dotykam.
Oczywiście uważam się za osobę myślącą, mającą swoje poglądy, powiedziałbym, coraz bardziej okrzepłe, i jeżeli przyjdzie czas, że będę czuł, że mam do tego prawo – będę o nich mówił. A jeżeli okaże się, że moje życie zawodowe tak się potoczy, że tego prawa sobie nie dam, to społeczeństwo na tym nie straci.
A co do roli aktora. Myślę, że aktor nie ma już takiego przesłania jak w okresie PRL czy wcześniej w XIX wieku, w czasie zaborów. Wtedy temu zawodowi przypisana była misja. Od 15 lat już nie. Teraz aktor jest bardziej kojarzony z komediantem. Aktor ma bawić. Z czym się absolutnie nie zgadzam. Bo to jest poza moim zainteresowaniem.


*Bez recepty, grudzień 2006