"Seks i chrupki"

Na plakacie dopisek: tylko dla dorosłych. "Zszywanie" Anthon'ego Neilsona rozszarpuje na strzępy to, co w człowieku najintymniejsze. Okrutnej seksualnej wojnie towarzyszy aura skandalu. Sztuka szkockiego dramaturga, wymienianego jednym tchem z brutalistami Sarah Kane i Markiem Ravenhillem, zbulwersowała widownię podczas prapremiery w Edynburgu. Krytycy podkreślali odwagę i porażającą wnikliwość autora.

Cztery lata temu podczas warszawskiej premiery uznana za obraźliwą i niegodną sceny została ocenzurowana przez stołecznych radnych "z powodu epatowania wulgarnościąi w obronie wyższych wartości".

Dla twórców teatru "Zszywanie" to wyzwanie. Podjęła je Małgorzata Bogajewska (realizatorka przytłaczających "Osaczonych" Zujewa) i na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza dokonuje poruszającej prowokacji. Żeby niewystawiać się na zbyt łatwe ataki, słusznie zrezygnowała z najbardziej krytykowanego zdania: "Niedziela należy do Boga, a to ch... mu w d..., k....", i tego, co bohater mówi o swoim pierwszym wytrysku (że miał go oglądając album z nagimi kobietami idącymi do gazu w Oświęcimiu).

Tekst "Zszywania" to solidny zbiór wulgaryzmów, obscenów mających służyć przenicowaniu ludzkiej psychiki, raczej almanach wyzwisk niż literatura. Wszystko rozgrywa się między parą, która staje wobec problemu: co zrobić z nieplanowaną ciążą? W rozpoczętej rozmowie on domaga się: "Chcę wiedzieć, co nie wchodzi w grę". Za chwilę okaże się, że w grę wchodzi wszystko. Nie ma sfery uczuć ani zakamarków ciała, które wypadałoby oszczędzić w plugawieniu się nawzajem. Nie ma pytań, których nie potrzeba stawiać osobie, do której mówi się "kochanie", choćby wymiennie z "ty k....". Nawet proste: co najczęściej jesz, może przywalić partnerowi, gdy usłyszy: "spermę i chrupki".

Abby i Stu torturują się. Trwa perwersyjna rozgrywka. Erotyczna szamotanina, wiwisekcja seksualnych pragnień i porażek, projekcja marzeń, poraniona wrażliwość zawiera się w słowach i sytuacjach-potworach, ale w tym wszystkim jest... nadzieja.

Bogajewska inscenizatorsko umiała zaznaczyć brutalne sytuacje, nie przekraczając granicy między ostrym erotyzmem i prymitywną wulgarnością. Czuwa nad tym, by widz miał też okazję się uśmiechnąć. Jest odważna, ale wie, po co z odwagi korzysta.

Wyjątkowym walorem tego ryzykownego przedsięwzięcia okazali się aktorzy Katarzyna Cynke i Kamil Maćkowiak. Ich role wymagają morderczego zaangażowania fizycznego i psychicznego, wyzbycia się skrępowania w erotycznej grze. I oni temu sprostali, tworząc przejmujący, boleśnie szczery duet, mimo, a czasem wbrew tekstowi niewysokich lotów. W niewiarygodny wręcz sposób raniąc się do krwi ich bohaterowie sobie i widzom nie odbierają wiary w to, że mają szansę, że karząc się wzajemnie jednak walczą o miłość. Rozgrywka w krwistych kolorach toczy się w szarej pudełkowej przestrzeni z dwoma krzesłami i trzema kartonami (celna scenografia Macieja Chojnackiego).

Aura wokół "Zszywania" z pewnością przyciągnie widownię, którą czeka łowienie pereł w kanalizacji. Warto jednak zaryzykować.

*Renata Sas, 15 września 2008