"Jestem solistą"

Najpopularniejszy aktor Teatru im. S. Jaracza w Łodzi jest najbardziej utytułowanym młodym aktorem w Polsce. Na koncie ma 8 nagród teatralnych, w tym 3 międzynarodowe. Tę ostatnoą przywiózł z Sankt Petersburga. Przed nim festiwal w Edynburgu i... kariera międzynarodowa. Masowej widowni telewizyjnej jest znany z 4 seriali, ostatnio z "Oficerów" (Kosma), teraz z "Kryminalnych" (prokurator Jacek Dumicz).

Bohdan Gadomski: Czy łatwo jest być w obecnych czasach aktorem państwowego teatru?
Kamil Maćkowiak: Przede wszystkim w obecnych czasach trudno być aktorem w ogóle, a tym bardziej aktorem z aspiracjami. Teatr jest dla mnie absolutnie podstawowym miejscem pracy, to scena weryfikuje umiejętności, talent. Teatrowi Jaracza zawdzięczam bardzo wiele, to tutaj uczę się zawodu, grając role na najwyższym emocjonalnym diapazonie. Lubię materiał, w którym nie mogę bać się brzydoty, brudu, fizjologii, muszę obnażyć zupełnie swojego bohatera. Spektakle bardzo mnie eksploatują, także fizycznie. Czasem zdarzają sie wypadki, kontuzje.

Nie potrafi pan grać bardziej ostrożnie i bezpiecznie?
Co to znaczy grać bezpiecznie? Przecież jestem w zawodzie od kilku lat, zagrałem kilkanaście ról, pracuję świadomie i to właśnie świadomość daje mi poczucie bezpieczeństwa. Natomiast przy pewnym rodzaju teatru, dotykaniu emocji na najwyższej nucie trudno to robić zupełnie bezkarnie. Przynajmniej ja jeszcze tego nie umiem. Wymagam od siebie maksimum możliwości. Czasem sam się z siebie śmieję, że gram, jakby chodziło o życie, za ojczyznę!

Nie za dużo pan pracuje?
Tez zawód wymaga ciągłego szukania inspiracji, obserwacji, nowych doświadczeń, poszerzania wiedzy ogólnej oraz rzetelnej pracy nad stroną warsztatową. Nie jestem pracoholikiem, po prostu bardzo lubię swój zawód i szczęśliwie dostaję ciekawe role. Nie miałem jeszcze przestojów, które są wkalkulowane w tą profesję. Jesteśmy w końcu uzależnieni od gustów reżyserów, producentów, publiczności... Nie ma recepty na funkcjonowanie w zawodzie bez momentów kryzysu

Jakie propozycje stara się pan wybierać?
Takie, które bezpośrednio dotyczą mojego zawodu, które dają szansę na rozwój, przygodę, zetknięcie się z inspirującymi ludźmi albo ważnym problemem. Odmawiam, jeśli nie widzę szansy na wartościową pracę. Jeżeli chodzi o teatr, trudno mówić o wyborze propozycji. Gram to, co mi proponują, to również jest element bycia aktorem etatowym.

A popularność?
Popularność nigdy nie była moim celem, raczej efektem ubocznym uprawiania tego zawodu w mediach. Chcę konsekwentnie pracować na swoje nazwisko. Żeby stały za nim wartości, które mnie samemu imponują.

A jednak gra pan w komercyjnych serialach...
Seriale są pewnego rodzaju kompromisem, ekonomicznym, życiowym wyborem. Ona z założenia są ogromnym uproszczeniem, pod każdym względem, ale na szczęście te, w których brałem udział, jak "Pensjonat pod Różą", czy ostatnio "Oficerowie", a obecnie "kryminalni", dają szansę na ciekawą, wartościową pracę- obycia z kamerą, wypracowania sobie gotowości na pstryk, elastyczności, tempa pracy, ciągłej walki z banałem, a to ogromna i przydatna lekcja.

Jak postrzegasz swoje ostatnie postaci serialowe: policjanta Kosmę z "Oficerów" i prokuratora Dumicza z "Kryminalnych"?
To różne role, podobieństow jest w gatunku telewizyjnym. Jacek Dumicz to młody, dynamiczny prokurator. Jest absolwentem Harwardu, bardzo ambitny, chce brać aktywny udział w śledztwach. Energicznie wchodzi w grupę głównych bohaterów, ale nie wiem w jaką stronę się będzie rozwijał. Kosma był postacią dwuwymiarową, utajnionym policjantem o dwóch tożsamościach. To ciekawe role.

Domyślam się, że jest pan bardzo wymagający...
Jestem bardzo wymagający. Szczególnie w przypadku autorskiego spektaklu "Niżyński". Swój monodram zagrałem już prawie 50 razy w ciągu zaledwie jednego sezonu. Publiczność reaguje fantastycznie. Mam nadkomplety. Trudno się dostać na spektakl, a to dla mnie największy sukces. Oczywiście ważne są dla mnie także recenzje, nagrody, zaproszenia na festiwale, gościnne występy. Punktuję wszystkie niedociągnięcia po każdym spekatklu, walczę o to, żeby każdorazowo był na jak najwyższym poziomie. Bezwzględny jestem przede wszystkim w ocenie samego siebie. Mam nadzieję, że to, co robię na scenie, jest na to dowodem.

Czyżby był pan zdecydowanie solistą?
Jestem solistą! Od dziecka, od czasów szkoły baletowej. Może to zuchwałe, narcystyczne wyznanie, ale przynajmniej pozbawione hipokryzji i fałszywej skromności. Zawsze stałem w pierwszym szeregu.

Wydaje mi się, że najbardziej może pan realizować się w słynnym juz monodramie "Niżyński"?
"Niżyński" jest każdorazowo ogromnym wyzwaniem. Skupienie uwagi 100 osób przez dwie godziny tylko na sobie- na historii pogrążania się w obłędzie wybitnego człowieka, mrocznym klimacie, w projekcie, którego wraz z Waldemarem Zawodzińskim jestem współautorem- to dla mnie absolutny sukces.

Tearz będzie go pan przygotowywał dla europejskiej publiczności w języku angielskim.
Bardzo się cieszę, że otworzyły się takie perspektywy w związku z zaproszeniem na festiwal w Edynburgu. To kolejny etap pracy nad tym spektaklem, robienie jego kolejnej wersji na potrzeby angielskiej sceny. Zagranie swojego monodramu dwadzieściakilka razy, po angielsku, na tak prestiżowym festiwalu to dla mnie ogromna nobilitacja.

Czeka na pana kino, Teatr Telewizji...
Marzę o pracy w filmach i teatrach telewizji. Chciałbym spotakć reżyserów filmowych, którzy we mnie uwierzą, nie będą się bali zrobić projektu, w którym można wykorzystać tzw. taetralne aktorstwo, dotknąć emocjonalnego ekstremum, którzy zabiorą mnie w odważną wędrówkę- w takie kino, w takie dramaty- jakie w polskim kinie są rzadkością.

Czyli?
Kino bolesne, intymne, z ciekawymi i głębokimi rolami.

W takim zawirowaniu zawodowym nie ma miejsca na coś bardzo osobistego?
Wprost przeciwnie. Nie dokonuję takich wyborów, nie mam poczucia utraty odpowiednich proporcji. Zawsze miałem bardzo dobre autorytety, to one dają mi wiarę, że wszystko da się ze sobą pogodzić.


*30 marca 2007